poniedziałek, 28 lipca 2014

Powtórka z Cagliari

Dzień zapowiadał się piękną, słoneczną pogodą, więc postanowiliśmy powrócić do pomysłu zwiedzania Cagliari, tym razem skupiając się na plenerach, a nie wnętrzach. Zaparkowaliśmy tuż przy marinie i głównej ulicy miasta czyli Via Roma. Parkingi w Cagliari są płatne, ale za to nie było problemu ze znalezieniem wolnego miejsca dla naszego Myszkowozu.

Marina w Cagliari

Z wybrzeża droga prowadziła nas pod górę, na teren starówki miejskiej. Wąskie uliczki, którymi wędrowaliśmy od mariny, sprawiały niestety wrażenie mocno zaniedbanych - w całym Cagliari trudno znaleźć budynek, z którego nie odchodzą płaty tynku, ale tutaj stan zabudowy dawno już przekroczył granicę pomiędzy malowniczością a zaniedbaniem. Jeżeli postanowimy kiedyś wynająć mieszkanie w Cagliari, trzeba będzie dobrze sprawdzić jego położenie!

W samym centrum Cagliari

Wkrótce dotarliśmy pod kościół pod wezwaniem świętej Eulalii - tak, dobrze przeczytaliście, dosłownie pod ten kościół. Sam budynek, pomimo długiej historii, która zaczęła się w XIV wieku, nie wywarł na nas wielkiego wrażenia. Natomiast z ogromną radością odkryliśmy skarby, jakie skrywają się pod nim.

Kościół pod wezwaniem świętej Eulalii


Na tyłach kościoła znajduje się niewielki budynek, oznaczony jako Area Archeologica e Museo di Sant'Eulalia. Do eksploracji zachęciły nas wystawione przed wejściem zdjęcia podziemi, ale to, co zobaczyliśmy w środku przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.

Podziemne miasto

Po uiszczeniu opłaty za wstęp (5 euro od osoby, maluchy za darmo) otworzyła się przed nami brama do podziemi. Uzbrojeni w laminowaną kartę informacyjną (to chyba tutaj standard) ruszyliśmy w dół. Okazuje się, że pod kościołem leży teren dokładnie przekopany przez archeologów. Obecnie nad tym obszarem wytyczono ścieżkę dla zwiedzających, poprowadzoną nad wykopami.

Pod kościołem świętej Eulalii
Ponieważ chodzi się po kratownicach, to dokładnie widać, co jest pod spodem - takie rozwiązanie jest ciekawe, ale wywołało lekki atak paniki u najmłodszego eksploratora. Na szczęście jest też starsza siostra, która poprowadzi za rękę, kojąc obawy.

Podziemna historia Cagliari
Podziemny świat pod Cagliari to antyczne brukowane ulice, cysterny na wodę, pozostałości domów mieszkalnych oraz świątyni. Spacer to niezwykła lekcja historii miasta oraz miłe chwile wytchnienia, jezeli na zewnątrz akurat jest upalnie.

Po obu stronach widoczne są tarasy widokowe
Druga część ekspozycji to muzeum przedstawiające kolekcję skarbów z kościoła św. Eulalii - obrazy, naczynia sakralne, figury i dokumenty. Nas najbardziej urzekły srebrne sandałki.

Takie sandały to ja rozumiem!

Z muzeum ruszyliśmy dalej pod górę - okolica stawała się coraz ładniejsza, budynki - bardziej zadbane, a turystów przybywało z każdym pokonanym metrem drogi.

A droga wiedzie w górę i w górę


W końcu dotarliśmy do założonego celu czyli pod bastion świętego Remigiusza (Bastione di Saint Remy). Budowla ta to stosunkowo nowy element Castello, wzniesiony został bowiem pod koniec XIX wieku, podczas gdy wiele innych struktur na starówce ma średniowieczne pochodzenie.


Bastion świętego Remigiusza
Trzeba przyznać, że bastion prezentuje się wspaniale, górując nad dzielnicami Marina i Villanova. Bastion to budowla utrzymana w stylu klasycystycznym i ozdobiona kolumnami w porządku korynckim.

Bastion świętego Remigiusza
Na szczyt bastionu można wejść schodami, lub, w wersji dla leniwych, podjechać windą. My wybraliśmy schody, zwłaszcza z powodu widoków po drodze. Zresztą wcale nie jest aż tak wysoko. Na górze rozciąga się tzw. taras Umberto I - rozległy plac, z którego można podziwiać widoki na Cagliari i Piazza Costituzione. Jeżeli doskwiera upał, to czekają tu sprzedawcy kapeluszy przeciwsłonecznych. Brakuje natomiast na tarasie jakiejś miłej restauracji lub lokalu, w którym można by zasiąść, sączyć i podziwiać.

Bastion świętego Remigiusza

Taras Umberto I
Widok na Cagliari z tarasu Umberto I

Po wykonaniu dokumentacji fotograficznej byliśmy gotowi na powrót do samochodu, bo słońce było już bardzo wysoko i marzyła nam się kąpiel w morzu. Jednak daliśmy się porwać ładnym uliczkom w tej części Cagliari i jeszcze dość długo wędrowaliśmy i oglądaliśmy rozmaite zakątki. W sumie to Cagliari nie jest takie brzydkie, zwłaszcza w pogodny dzień. Co zobaczyliśmy, to pokazujemy Wam na poniższych zdjęciach.

Via Sulis
Mural przy Piazza San Giacomo
Chiesa di San Domenico

środa, 23 lipca 2014

Cagliari w cztery godziny czyli szybkie zwiedzanie w stylu swobodnym

Pogoda na Sardynii nieustannie płata nam figle, co chwilę krzyżując misternie układane plany zagospodarowania czasu wolnego i ucząc trudnej sztuki improwizacji. W ostatnią sobotę mieliśmy zamiar w końcu odwiedzić zabytkowe centrum Cagliari, tymczasem lejący się z nieba żar skutecznie nas odstraszył od spędzenia czasu na szlifowaniu miejskiego bruku. Zamiast tego, jak przykładni Włosi, odstaliśmy swoje w korkach, w drodze na plażę. Po powrocie okazało się, że bezlitosny żar i nieznośna duchota odebrały nam resztki sił i motywacji do dalszych działań turystycznych. Z pokorą stwierdziliśmy, że w niedzielę też wybierzemy się plażować, bo na nic innego nie starczy nam zaparcia.

Figurki nuragijskich wojowników - Muzeum Archeologiczne w Cagliari
Tymczasem niedzielny poranek przywitał nas chmurami, które wraz z upływem czasu wcale nie zamierzały się rozpłynąć, a wręcz przeciwnie - gęstniały i najwyraźniej zbierały się do skropienia okolicy deszczem. Szybka decyzja zapadła  - jedziemy do centrum Cagliari i zobaczymy jak to będzie. Zabraliśmy nawet nasz sprzęt fotograficzny, chociaż stalowo-szare niebo nie stanowiło dobrej zapowiedzi dla ładnych zdjęć w plenerze. Jednym słowem aura skłaniała do zwiedzania wnętrz wszelakich.

W Cagliari szybki spacer spod uniwersytetu doprowadził nas na teren Starego Miasta, nazywanego tutaj Casteddu de susu czyli Górnym Zamkiem. Faktycznie położone jest ono na szczycie wzgórza, wznoszącego się nad Zatoką Cagliari. Otaczają je imponujące mury obronne, a przez zabytkowe bramy prowadzą ważne dla komunikacji miejskiej drogi. Bramy są tak wąskie, że ruch samochodowy zorganizowany jest wahadłowo, z pomocą sygnalizacji świetlnej.

Stare mury i nowoczesna technologia
Najciekawszymi elementami murów obronnych Cagliari są dwie XIV-wieczne wieże, stanowiące typowy przykład pizańskiej architektury wojskowej. Warto bowiem pamiętać, że od XI di XIV wieku Cagliari należało do Republiki Pizy. Owe wieże - Torre di San Pancrazio oraz Torre dell'Elefante - są pamiątką po tych dawnych dziejach miasta. Co więcej, na obie wieże można się wspiąć, w celu podziwiania widoków na Cagliari.

Niestety nasza ekipa na żadną z wież nie weszła z prostego powodu - dzieciom do lat 7 wstęp wzbroniony. Trudno, rozumiemy troskę o bezpieczeństwo, chociaż w przypadku naszych potomków byłaby to pewnie troska zbyteczna, nie na próżno właziliśmy z nimi na twierdzę w Nafplio, zdobywaliśmy Wieżę Zagarową w Lukka czy fortecę w Afyonie. Przyznaję też, że przy lepszej pogodzie pewnie byśmy kogoś wydelegowali do wdrapania się na wierzchołek celem sfotografowania panoramy miasta, ale przy warunkach atmosferycznych, jakie mieliśmy w tę niedzielę, byłby to wysiłek zbędny.

Torre di San Pancrazio
Odwiedziliśmy natomiast  Narodowe Muzeum Archeologiczne (Museo Archeologico Nazionale), które jest najważniejszą tego typu placówką na Sardynii. Trzeba przyznać, że nie zawiedliśmy się, a wizyta była bardzo pouczająca. Muzeum posiada w swoich kolekcjach eksponaty sięgające czasów pre-nuragijskich, przez nuragijskie, fenickie i rzymskie aż na bizantyjskich kończąc.

Amulety punickie - Muzeum Archeologiczne w Cagliari

Ponieważ jesteśmy zatwardziałymi bywalcami muzeów zauważyliśmy, że z czasem budujemy sobie własną sieć skojarzeń, doskonale ilustrującą powiązania cywilizacyjne w basenie Morza Śródziemnego. Wizyta w muzeum upłynęła nam pod znakiem zawołania "chodź, zobacz, to przypomina mi ten eksponat z...". Obejrzeliśmy brązowe posążki jeleni przywołujące wspomnienia z Alacahöyük, podobizny bogini Ceres z nakryciem głowy przypominającym to zdobiące Artemidę Efeską oraz sztabki brązu nazywane "wołowymi skórami", które już widzieliśmy w Muzeum Archeologii Podwodnej w Bodrum.

Sztabka brązu czyli tzw. skóra wołowa - bardzo podobne widzieliśmy w Bodrum


Naszą uwagę przyciągnął również tzw. kamień z Nory czyli antyczna inskrypcja znaleziona na terenie stanowiska archeologicznego, położonego nieopodal Puli. Jest ona datowana na przełom IX i VIII wieku p.n.e. i uznawana za najstarszą fenicką inskrypcję z terenu Sardynii.


Kamień z Nory - Muzeum Archeologiczne w Cagliari


Jednak największe wrażenie zrobiły na nas wspaniałe kamienne posągi, przedstawiające wojowników z Sardynii, nazywanych Gigantami z Monte Prama. Te tajemnicze rzeźby, wykonane w piaskowcu prawie trzy tysiące lat temu, stanowią znalezisko unikalne na skalę europejską.

Kamienny wojownik - Muzeum Archeologiczne w Cagliari

Ponieważ tablice informacyjne w muzeum były utrzymane bardziej w tonie poetycko-filozoficznym niż faktograficznym, warto zapoznać się z dodatkowymi materiałami dotyczącymi ich odkrycia i znaczenia. Polecam artykuł Prehistoric cybermen? Sardinia's lost warriors rise from the dust - jego tytuł doskonale oddaje nasze pierwsze wrażenia po ujrzeniu gigantycznej rzeźby. Właściwie to sardyńskie znalezisko mogłoby stanowić wspaniałą pożywkę dla zwolenników teorii Ericha von Dänikena, skojarzenia z kosmitami i androidami nasuwają się same.  C-3PO, czy to ty?

Gigant z Monte Prama czy C-3PO?

Z terenu Cittadella dei musei przeszliśmy się spacerkiem po starówce Cagliari, po drodze odkrywając windę która może zaoszczędzić trudu wejścia na wzgórze. Niestety, pierwsze wrażenie czyli Asansör w Izmirze okazuje się błędne. Winda jest całkowicie nowoczesna, a okolica w której odjeżdża - mało estetyczna delikatnie mówiąc.

Winda na wzgórze zamkowe i widok na Cagliari
Tak spacerując doszliśmy do Piazza Palazzo czyli Placu Pałacowego, nazywanego tak z ważnej przyczyny. Otóż stoi przy nim najprawdziwszy Pałac Królewski - wyobraźcie sobie, że w Cagliari mieszkali niegdyś królowie! Tak, Cagliari było kiedyś stolicą Królestwa Sardynii, z którego w XIX wieku rozpoczął się proces zjednoczenia Włoch.


Pałac Królewski w Cagliari


Pałac Królewski jest obecnie otwarty dla zwiedzających, co więcej - wstęp do niego jest darmowy, a na parterze działa dobrze zaopatrzone biuro informacji turystycznej. Wnętrza pałacowe są bogato zdobione i umeblowane zabytkowymi sprzętami - polecam wizytę w tym miejscu, które dziwnym trafem zostało pominięte w przewodniku Lonely Planet.

Pałac Królewski w Cagliari
Na koniec zostawiliśmy sobie stojącą nieopodal pałacu katedrę - Cattedrale di Santa Maria e Santa Cecilia. Budynek kościoła wzniesiono w XIII wieku, ale jego obecny wygląd jest efektem renowacji przeprowadzonej w XVII i XVIII wieku oraz dobudowania neoromańskiej fasady w latach 30-tych XX wieku.


Cattedrale di Santa Maria e Santa Cecilia

W tym miejscu zakończyliśmy nasz rekonesans centrum Cagliari. Zdaję sobie sprawę, że zostało nam wiele do zobaczenia, ale przyjemności i wrażenia najlepiej jest sobie dawkować!

Jakby nie wystarczyło robotów, w Muzeum Archeologicznym są też krasnoludy!







wtorek, 15 lipca 2014

W poszukiwaniu plaży idealnej

Jak zapewne wiecie, Sardynia słynie przede wszystkim z bajecznych plaż. Zapomnijcie o nuragach, antycznych świątyniach, uroczych miasteczkach i szlakach górskich - tutaj przybywa się wypoczywać nad morzem. W tym momencie muszę się przyznać - plażowanie nie jest mocną stroną naszej ekipy. Owszem, lubimy się chwilkę pomoczyć, pooglądać, co pod wodą piszczy (bulgocze) i zalegnąć na ręczniku, ale całodzienny wysiłek: smażenie - moczenie - smarowanie olejkiem - smażenie itd. zdecydowanie nas przerasta.

Półwysep Carbonara
Co więcej, na Sardynii jesteśmy w celach zawodowych, a nie wypoczynkowych, więc i czasu za dużo na takie uciechy nie mieliśmy. Jednak po dwóch tygodniach na wyspie, w trakcie których udało nam się uniknąć zanurzenia w morzu nawet jednej stopy, powiedzieliśmy sobie, że to już przesada!

Po intensywnie spędzonej na poznawaniu południowo-zachodniej Sardynii sobocie, w niedzielę wyruszyliśmy na poszukiwania plaży. Co prawda najbliższa nam położona jest jakieś 5 km od naszego apartamentu, ale to by było za proste! Wybraliśmy się na południowo-wschodni zakątek wyspy, w okolice miejscowości Villasimius, znanej z urokliwych plaż. To, co widzieliśmy po drodze spowodowało, że zanim dojechaliśmy na miejsce, prawie się poddaliśmy w naszych wysiłkach. Przy każdym odcinku drogi przebiegającej wzdłuż wybrzeża stały setki zaparkowanych na poboczach pojazdów, plaże były przepełnione i widać było, że cały czas docierają na nie kolejne grupy spragnionych wypoczynku nad morzem.

Spiaggia del Porto di Villasimius

Jednak jak powiedziało się A, to trzeba powiedzieć i B. Dojechaliśmy do Villasimius i skręciliśmy w kierunku półwyspu Carbonara. Tam, tuż za mariną moją uwagę zwróciła widziana z drogi maleńka plaża. Już za chwileczkę udało nam się odszukać właściwy zjazd z trasy i zaparkować auto na parkingu. Tak, było na nim dla nas miejsce! Co więcej, na plaży opalało się stosunkowo mało osób, miejsca było pod dostatkiem, a w wodzie mało kto się moczył. Na dodatek, zarówno parking, jak i wstęp na plażę były darmowe, co we Włoszech nie jest taką oczywistą oczywistością.

Spiaggia del Porto di Villasimius

Tutaj uwaga - nie była to dzika plaża - na parkingu były wyznaczone miejsca dla osób niepełnosprawnych, a na plaży urzędowała pani ratownik, chociaż nie miała właściwie nic do roboty oprócz konsumpcji kanapek i rozmów telefonicznych. Nic dziwnego - plaża położona była w ładnej, osłoniętej zatoczce, a zejście do wody było łagodne.

Spiaggia del Porto di Villasimius

Niesłychanie miłym akcentem okazała się dla nas górująca nad zatoczką kamienna budowla, oznaczona jako Fortezza Vecchia czyli Stara Twierdza, wzniesiona w XVI wieku przez Hiszpanów. Jakoś mamy słabość do plaż sąsiadujących z dawnymi fortyfikacjami - w tym miejscu gorąco pozdrawiamy tureckie Kızkalesi.

Spiaggia del Porto di Villasimius oraz Fortezza Vecchia
Pomimo wspaniałych warunków do plażowania spędziliśmy w tym miejscu zaledwie dwie godziny - to chyba kres naszych możliwości leniuchowania nad morzem. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w punkcie widokowym, z którego można zrobić ładne zdjęcia półwyspu Carbonara. Jakbyście chcieli odszukać tę naszą plażę, to oficjalnie nazywa się ona Spiaggia del Porto di Villasimius. Acha, po weekendzie nasi włoscy znajomi pytali się o to, czy plażowaliśmy i gdzie, oraz wyrazili zdumienie, że znaleźliśmy jakąś miejscówkę bez tłumów.

Widok na półwysep Carbonara był tak uroczy, że aż bolały oczy
Dzisiaj również plażowaliśmy, chociaż z powodu poniedziałku i obowiązków zawodowych ograniczyliśmy się do popołudniowego wypadu do Nory. Tak, pisanej przez wielkie N - bo to Nora z wygodami, czyli ruiny antycznego miasta na terenie Puli. Tuż przy ruinach leży piękna plaża, którą wypatrzyliśmy na wiosnę tego roku, ale wówczas było nieco zbyt chłodno na kąpiele morskie.

Na plaży w Norze
Plaża jest piaszczysto-kamienista, a przy niej znajduje się duży parking, niestety tym razem płatny. Woda w morzu okazała się jakby cieplejsza niż w Villasimius, a późno-popołudniowe słońce delikatnie opalało. Takie zakończenie dnia uznaję za wielce udane. Jakie szczęście mają mieszkańcy Sardynii, którzy każdy dzień pracy mogą zakończyć kąpielą w wodach Morza Śródziemnego.

Plaża w Norze

niedziela, 13 lipca 2014

Pracowity weekend w południowo-zachodnim zakątku Sardynii

W końcu, po ciężkim tygodniu pracy, podczas którego każda myśl związana z organizacją jakiegoś wypadu krajoznawczego była szybko wywiewana nam z głów przez niezwykle porywisty wicher, nadszedł weekend, a wraz z nim - wymarzona pogoda na wycieczki. Do tej pory wątpiłam w mityczny, przedstawiany wręcz jako idealny klimat Sardynii, ale przyznaję, że obecnie panuje tu wspaniała aura. Temperatura powietrza dochodzi do 30 stopni w cieniu, wieje delikatny wiaterek, a niebo ozdobione jest niewielkimi, białymi barankami.

Tempio di Antas


W sobotę 12 lipca szybko spakowaliśmy do auta potrzebny sprzęt i wyruszyliśmy na zachód, w okolice miasteczka Fluminimaggiore, położonego w prowincji Carbonia-Iglesias. Naszym zamiarem nie było jednak odkrywanie przemysłowej historii tych okolic, chociaż jej ślady widzieliśmy w czasie wycieczki. Zmierzaliśmy natomiast do położonego w górach miejsca, w którym stoi antyczna świątynia Tempio di Antas.

Tempio di Antas

Świątynia ta stoi na ładnie zagospodarowanym terenie, nazywanym Parco Culturale Giuseppe Dessi. Po uiszczeniu opłaty za wstęp (4 euro za osobę) otrzymaliśmy zalaminowaną kartkę formatu A4, na której zamieszczono najważniejsze informacje o znajdujących się tu atrakcjach oraz plan sytuacyjny parku. Fajny pomysł, ale straszliwie niewygodnie się z tą kartą chodziło. Miłą niespodzianką były natomiast same bilety, które po oderwaniu części "biletowej" zmieniają się w przygotowane do wysłania pocztą widokówki.

Parco Culturale Giuseppe Dessi

Najpierw skierowaliśmy się do samej świątyni. Stojąca obecnie budowla została wzniesiona na przełomie I wieku p.n.e. i I wieku n.e., za panowania cesarza Oktawiana Augusta. Odrestaurowano ją za czasów Karakalli (w III wieku n.e.), a w czasach nowożytnych odnalazł ją generał Alberto La Marmora. Obecny stan jest efektem renowacji przeprowadzonej w 1967 roku.

Ciekawsze są wiadomości o dawniejszej budowli, której pozostałości znajdują się pod rzymską świątynią. Była to również świątynia, ale zbudowana przez Kartagińczyków, poświęcona bóstwu znanemu jako Sid Addir, czyli wcieleniu sardyńskiego boga Sardus Pater Babai - głównego męskiego bóstwa panteonu cywilizacji nuragijskiej.

Tempio di Antas
Tuż przy świątyni badania archeologiczne wykryły małą nekropolię, datowaną na późną epokę brązu oraz wczesną epokę żelaza (IX-VIII wiek p.n.e.). Niestety obecnie groby ukryte są przed wzrokiem turystów, ale ciągle trwają na ich terenie prace wykopaliskowe.

W rzymskich kamieniołomach
Spod świątyni wąska ścieżka prowadzi wśród wzgórz aż do rzymskich kamieniołomów. Aby do nich dotrzeć, trzeba przejść pod górę i w lesie odszukać miejsca, w których niegdyś pozyskiwano skały wapienne. Dodatkowo znajduje się tu mała święta jaskinia - miejsce kultu bóstw wodnych.

Rzymskie kamieniołomy i święta grota
Na tym nie kończą się atrakcje parku archeologicznego. Wróciliśmy prawie do budki biletowej i zgodnie ze wskazówkami na planie oraz kierunkowskazami podeszliśmy na wzgórek, gdzie zachowały się pozostałości wsi z czasów, gdy na Sardynii dominowała cywilizacja nuragijska. Gdybyśmy mieli więcej motywacji, to wystarczyło pójść dalej w tamtym kierunku i rzymską drogą dojść do jaskini Su Mannau. Może następnym razem?

Wioska nuragijska


Z Tempio di Antas ruszyliśmy żwawo na południe, aż na sam kraniec Sardynii, gdzie wśród wód Morza Śródziemnego leży maleńka wysepka Sant'Antioco. Zanim jednak do niej dotarliśmy, przejechaliśmy przez miasta Iglesias oraz Carbonia. Nazwa tego drugiego miasta nieprzypadkowo przywodzi na myśl węgiel - Carbonia została założona na rozkaz Benito Mussoliniego w 1938 roku jako ośrodek wydobycia węgla. W latach 70-tych kopalnie zamknięto, ale nieczynne szyby nadal stanowią charakterystyczny element krajobrazu, przywodzącego na myśl widoki znane nam ze Śląska.

Rzymski most przed Sant'Antioco

Wysepka Sant'Antioco jest obecnie połączona z Sardynią mostem, więc dostaliśmy się na nią suchą oponą. Tuż przed wjazdem na wyspę zauważyliśmy stojący na łące most rzymski, ale zatrzymaliśmy się przy nim dopiero w drodze powrotnej. Główne miasto wyspy, również noszące nazwę Sant'Antioco, od razu przypadło nam do gustu. W przeciwieństwie do Capoterry i Quartu Sant'Elena, które są miejscowościami całkowicie bez wyrazu, Sant'Antioco ma w sobie to coś, co powoduje, że aż chce się po nim chodzić i szukać ładnych ujęć do fotografii.

Sant'Antioco


Jednak zanim ruszyliśmy na spacer nadeszła pora lunchu, który zjedliśmy w typowo włoskim stylu - sałatka z tuńczykiem i kanapka z mozzarellą, pomidorem i szynką prosciutto. Po takim posiłku odzyskuje się siły, ale nie ogarnia nieznośna ociężałość. Posileni ruszyliśmy pod górę, od nabrzeża wędrując do starego centrum miasteczka.

Sant'Antioco
Przed wycieczką przygotowałam sobie ściągawkę, co w Sant'Antioco należy zobaczyć, ale okazała się ona niekompletna. Pierwszym zaskoczeniem było stojące przy ulicy, między budynkami mieszkalnymi, okazałe rzymskie mauzoleum. Struktura ta, znana jako "Su Tribuna", jest podobno typowa dla schyłkowego okresu republikańskiego i początków Cesarstwa Rzymskiego. Zachowany obecnie fragment ma kształt piramidy o wysokości 4 metrów, wzniesionej z kamiennych bloków, pochodzących z wcześniejszych budowli punickich.

Mauzoleum rzymskie w Sant'Antioco
Idąc dalej w górę mijaliśmy piękne budynki, niektóre właśnie przechodzące renowację, mniejsze i większe place oraz niezwykle urocze domki. W końcu dotarliśmy do samego centrum, którego główną ozdobę stanowi kościół Basilica minore di S. Antioco Martire, zbudowana nad grobem świętego. To jeden z najstarszych kościołów na całej Sardynii, wzniesiony w V wieku na planie krzyża greckiego. W XII wieku bazylikę przebudowano i powiększono, a w XVIII wieku dodano późnobarokową fasadę. Wysoka dzwonnica stojąca przy bazylice została dobudowana w XIX wieku.

Basilica minore di S. Antioco Martire
Spod bazyliki ruszyliśmy w kierunku sugerowanym przez liczne brązowe kierunkowskazy - zawsze kuszące nas do dalszej eksploracji. Podeszliśmy pod fortecę "Su Pisu", zbudowaną na początku XIX wieku w celu obrony miasta przed najazdami z Tunezji. Zastaliśmy zamkniętą bramę i kartkę z prośbą o kontakt z lokalnym Muzeum Etnograficznym. Trochę było nam szkoda, ale nie chwyciliśmy za telefon - jak się okazało, była to słuszna decyzja.

Forteca Su Pisu
Dalsza droga prowadziła aż na akropol, na którym po jeden stronie rozciąga się rozległy teren kartagińskiej nekropolii, a z drugiej - fortyfikacje zarówno z czasów punickich, jak i rzymskich. Znajdują się tam także skromne pozostałości rzymskiej świątyni, w postaci fragmentów kolumn.

Kartagińska nekropolia w Sant'Antioco
Obeszliśmy wzgórze akropolu dookoła i doszliśmy do Muzeum Etnograficznego. Po chwili wahania zdecydowaliśmy się zbadać bliżej temat biletów wstępu, a nie była to sprawa prosta. Można było wykupić rozmaite kombinacje biletów, uprawniające do wizyty w wielu zabytkowych miejscach Sant'Antioco. Ostatecznie wybraliśmy wariant pośredni, czyli wstęp do samego muzeum, do fortecy oraz do miejsca nazywanego tajemniczo "wioską hypogeum". Zapłaciliśmy po 4 euro od osoby dorosłej, dzieci miały wstęp gratis.

Akropol i pozostałości świątyni z okresu rzymskiego
Samo Muzeum Etnograficzne to kilka pomieszczeń, w których zgromadzono typowe dla skansenu eksponaty - narzędzia rolnicze, meble, szmaciane laleczki. W sumie bardzo nam to przypominało podobne wystawy polskie, widocznie życie wiejskie toczyło się w różnych zakątkach Europy w podobnym stylu.

Muzeum Etnograficzne w Sant'Antioco

O wiele ciekawszym doświadczeniem okazała się ta "wioska hypogeum". Hypogeum to z definicji encyklopedycznej podziemne pomieszczenie z nadbudową, przeznaczone na miejsce pochówku zmarłych. W przypadku Sant'Antioco jest to cały kompleks podziemnych pomieszczeń, wykutych w tufie wulkanicznym w czasach punickich, pomiędzy VI i III wiekiem p.n.e. Oryginalnie stanowiły one część nekropolii, którą widzieliśmy po drugiej stronie wzgórza akropolu.

Podziemna wioska w Sant'Antioco

Każdy grobowiec składał się z korytarza prowadzącego do komory grobowej. W czasach rzymskich niektóre grobowce połączono ze sobą podziemnymi korytarzami, a w okresie wczesnochrześcijańskim przekształcono je w katakumby, znajdujące się m.in. pod bazyliką.

Pod ziemią, w grobowcu punickim

Ostatnim punktem programu była wizyta na terenie fortecy "Su Pisu", z której mieliśmy okazję podziwiać panoramiczne widoki na miasteczko. Zameczek jest maleńki, ale ładnie odrestaurowany i kameralny.

Widok z fortecy na Sant'Antioco
Zanim wyruszyliśmy w drogę powrotną w kierunku Capoterry, zajrzeliśmy jeszcze do oddalonego o kilka kilometrów miasta portowego Calasetta, ale zmęczenie dawało nam się we znaki i postanowiliśmy zawracać. Wyspa Sant'Antioco oczarowała nas od pierwszego do ostatniego spojrzenia, zachęcam do odwiedzenia tego cudownego zakątka.

Mając do wyboru trasę śródlądową oraz przybrzeżną, zdecydowaliśmy się jechać na wschód wzdłuż morza. Mieliśmy zresztą chytry plan, zakładający postój w znanej nam z poprzedniej wizyty na Sardynii Puli. W centrum tego miasta podają rewelacyjną pizzę, a zanim dojechaliśmy na miejsce była już prawie siódma wieczorem. Szybko zajęliśmy stolik, złożyliśmy zamówienia, chociaż dziwiło nas nieco, że jakoś mało gości zasiada do kolacji. Niepotrzebnie! Zanim przyniesiono nam świeżo upieczone pizze, prawie wszystkie miejsca w restauracji zdążyły się zapełnić.

Pizza z Puli
Kolację zjedliśmy z wielkim apetytem, a jako oprawa muzyczna towarzyszyły nam występy duetu, który ze sceny stojącej przy placu wykonywał największe przeboje muzyki lat 80-tych i 90-tych XX wieku. Nieźle im szło, chociaż w pierwszym momencie miałam wrażenie, że wykonują Englishman in New York po włosku... Po dwóch szklaneczkach piwa Ichnusa język wykonawców nie miał już zresztą aż tak wielkiego znaczenia. Następnego dnia wyruszyliśmy w poszukiwaniu idealnej sardyńskiej plaży, ale to już zupełnie inna bajka!

Basilica minore di S. Antioco Martire